Google

Zarabianie na blogach - jak zbudować pasywny dochód

Blog przeniesiony. Zajrzyj na nowy blog o zarabianiu na blogach. :)

Subskrybuj RSS tego bloga i czytaj artykuły gdy tylko się pojawią!



Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 października 2007

Jak zniechęcać do komentowania

Dziś piszę zainspirowany dniem wczorajszym. Jest sobie taki jeden ciekawy blog, który odwiedzam często i subskrybuję jego kanał RSS. Czasem zabieram głos w dyskusji, choć nieczęsto. I pewnie będę to robić jeszcze rzadziej. Blog odwiedziłem przedwczoraj i skomentowałem najnowszy wpis. Potem wczoraj kilkakrotnie odwiedzałem go, by sprawdzić, czy zapoczątkował jakąś dyskusję albo doczekał się odpowiedzi autora.

Nie tylko nie doczekał się odpowiedzi. On po prostu się nie ukazał, bo czekał na moderację! Jeśli więc chcesz zniechęcić gości do komentowania:

  • moderuj komentarze przed publikacją,
  • rób to powoli, nie spiesz się, oni mają czas,
  • nie odpowiadaj na komentarze pod swoimi wpisami,
  • nie pozwalaj śledzić odpowiedzi na komentarze przez kanał RSS albo powiadamianie mailem albo wręcz
  • zmuszaj do śledzenia wysyłając maila z powiadomieniem o nowych komentarzach.


Ja komentarzy nie moderuję w ogóle, kasuję tylko spam, bo komentarze świadczą o ich autorach a nie o autorze bloga. Staram się odpowiadać piszącym, niestety jestem świadom niedoskonałości Bloggera w zakresie obsługi komentarzy... Ale pracuję już nad tym. ;)


Przeczytaj resztę artykułu...

poniedziałek, 8 października 2007

spam w komentarzach

Darren na ProBloggerze napisał, że jego Akismet (wtyczka antyspamowa do WordPressa) skasował mu 2 000 000 spam-komentarzy.

Ja przyznam uczciwie, że nie mam takich doświadczeń ze spamem w komentarzach.

Moje blogi WordPressowe nie są na tyle popularne, żeby dostawać aż tak dużo spamu. Chyba mają za mały PageRank, żeby spammerom się opłacało marnować na nie czas.

Blogi na Bloggerze w ogóle spamu nie dostają. Raz jeden dostałem spam napisany ludzką ręką a nie publikowany przez maszynę... CAPTCHA na Bloggerze jest naprawdę skuteczne.

Początkującemu blogerowi kasowanie spamu kłopotu nie stwarza. W końcu nie będzie miał go wiele, więc usunięcie jego nie zajmie dużo czasu. Ale z czasem będzie go coraz więcej i więcej, właśnie wtedy, gdy czas będzie blogerowi potrzebny na dalszy rozwój bloga. Warto więc od razu się przed nim zabezpieczyć, na przykład wspomnianym Akismetem.

Darren policzył, że przez 18 miesięcy Akismet oszczędził mu 5 miesięcy codziennej pracy (7 dni w tygodniu) po 8 godzin. Tyle właśnie zajęłoby mu skasowanie tych dwóch milionów komentarzy, licząc tylko 2 sekundy na każdy z nich. Robi wrażenie, prawda?


Przeczytaj resztę artykułu...

niedziela, 7 października 2007

Tydzień bez nowego bloga...

...tygodniem straconym. Choć zmagam się ostatnio z kończeniem pracy magisterskiej (oddać muszę ją do dziekanatu do piątku), znalazłem czas na postawienie nowego bloga.

Po postawieniu kilku, każdy kolejny WordPress nie jest dla mnie wyzwaniem... Instalkę WP i potrzebnych wtyczek mam już na dysku, choć teraz pościągałem nowe wersje kompatybilne z 2.3. Założenie nowej poddomeny zajmuje mi chwilę, tak samo stworzenie nowej bazy danych i wrzucenie + skonfigurowanie WP. Najdłużej zawsze marnuję na wyszukiwanie jakiegoś szablonu. Tym razem sobie odpuściłem.

Po co mi tyle tych blogów?

Po pierwsze, WordPress jest na tyle uniwersalny, że można nim obsłużyć naprawdę wiele rodzajów witryn. Ta ostatnia nie będzie blogiem sensu stricte, będzie raczej serwisem ogłoszeniowym. WP z kategoriami i możliwością rejestracji dla innych użytkowników do tego się całkiem nieźle nadaje.

Po drugie, staram się nie mieszać tematów blogów. Jeśli mam lub wiem, że będę miał coś ciekawego do powiedzenia na nowy temat, zakładam bloga.

Po trzecie, łatwiej mi postawić bloga niż witrynę tematyczną innego rodzaju. Tu całość przygotowań zajmuje mi powiedzmy godzinę czy dwie a otrzymuję dzięki temu więcej czasu na rozwijanie treści. Moim zdaniem treść to podstawa sukcesu w internecie.

Po czwarte, strony pisane w formie bloga przyciągają regularnych czytelników. Pisałem o tym daaaaawno w artykule Dlaczego blog jest lepszy od zwykłej www?.

Będę chyba musiał zainwestować w inny, nowy hosting, żeby nie wszystkie blogi trzymać u tego samego providera...


Przeczytaj resztę artykułu...

poniedziałek, 1 października 2007

Zarabianie na... postach

To jest artykuł komercyjny napisany przy pośrednictwie serwisu Krytycy.pl.

Dziś trafiłem na serwis, który pozwala na zarabianie na blogowaniu w dosłownym znaczeniu tego słowa. Można bowiem zarabiać na pisaniu postów na swojego bloga. Serwis ten to Krytycy.pl.

Jak to ma działać, ile można zarobić i czy warto? O tym w dalszej części wpisu.

Może na początek zacznę od wyjaśnienia, jak ma ten serwis działać. Otóż grupuje on reklamodawców i nas blogerów. Ci pierwsi płacą za pisanie o nich na naszych blogach. My z kolei możemy napisać na jakiś zadany przez reklamodawcę temat, spełniając określone warunki. Z taki post otrzymamy wynagrodzenie.

Najłatwiej będzie mi to wyjaśnić na przykładzie tego posta. Jak widzisz z linka na jego początku, jest to post komercyjny -- za jego napisanie dostanę pieniądze -- 21 PLN. Kupa kasy jak za twórczość, która (mam nadzieję) nie zajmie mi więcej niż pół godziny.

A więc zaczyna się od dodania Twojego bloga do tego serwisu. Administracja przegląda zgłoszenia i akceptuje te wartościowe. Gdy Twój blog spełnia wymagania postawione przez reklamodawcę (przynajmniej jedna kategoria tematyczna wspólna z kampanią reklamową), zgłaszasz go do udziału w kampanii. Następnie piszesz artykuł na dany temat, oznaczasz go obrazkiem lub linkiem (żeby było wiadomo, że to post płatny), jeśli zażyczy sobie tego reklamodawca, umieszczasz w nim link, słowo kluczowe, obrazek. Reklamodawca może też określić minimalną długość wpisu.

Skoro mowa na tym przykładzie, tu muszę umieścić tylko link do serwisu, co też zrobiłem w pierwszym akapicie.

Po napisaniu posta (na co masz określony czas od zgłoszenia, nie większy jednak, niż 72 godziny), zgłaszasz go do administracji. Post zostanie zweryfikowany i rozpocznie się odliczanie 30 dni. Po tych 30 dniach otrzymasz wynagrodzenie. Dlaczego tak późno? Trudno mi zgadywać, zapewne chodzi o to, by ten tekst wisiał na Twoim blogu odpowiednio długo.

Dodając bloga, określa się minimalną stawkę za tekst. Nie wiem jak się ma to do tego, co oferuje reklamodawca.

Czy warto się w to bawić? Warto na pewno dodać swoje blogi. Im więcej blogów, tym więcej reklamodawcy będą chcieli zostawić tam pieniędzy. Przy dużej liczbie blogów zrozumieją, że jest to medium, którym warto się zainteresować. Na razie blogów jest tam 13, z czego 3 moje. ;)

Czy można na tym zarobić? To na pewno będzie zależeć od liczby reklamodawców. Na razie nie jest ich zbyt wielu.

Na dzień dzisiejszy nie będę polecać Ci tego serwisu jako sposobu na zarobienie pieniędzy. Dlaczego? Bo nie mam z nim jeszcze żadnych doświadczeń, poza tym, że w ciągu kwadransa zaakceptowano mi moje blogi. Programu partnerskiego nie ma albo ja tylko nie zauważyłem? a nie muszę Ci tego serwisu polecić, by otrzymać wynagrodzenie. ;) Szczęśliwie serwis nie pozwala na ingerowanie w treść pisanych postów. Jest nadzieja, że taka reklama będzie obiektywna, mimo że jest reklamą...

P.S. Jak już na tym tekście zarobię, nie omieszkam się pochwalić. ;)


Przeczytaj resztę artykułu...

piątek, 28 września 2007

Krótkie czy pełne RSSy?

W dzisiejszym wpisie zastanowimy się, czy lepiej publikować pełne czy skrócone posty w kanale RSS. Gdy zaczynam pisać ten tekst, jest czwartek, 06.09.2007 i właśnie przed momentem zmieniłem ustawienia mojego bloga. Do tej pory wysyłałem w kanale RSS pełne wpisy. Teraz ustawiłem wysyłanie tylko początkowego fragmentu. Zobaczymy, jaki to będzie miało wpływ na ilość wizyt na blogu...

Na początek trochę teoretyzowania. Wpis opublikuję za kilka dni, gdy będę miał jakieś dane do porównania. Zatem na początek trochę teorii w sprawie: pełne vs skrócone.

Publikując pełne wpisy w RSSie ryzykujemy kopiowanie treści naszego bloga. Jeśli ich nie publikujemy w pełnej wersji a nawet nie publikujemy wcale, też ryzykujemy. W sieci jest sporo oprogramowania do ściągania treści z kanałów RSS i publikowania na ich podstawie wpisów na blogach. Pisał o tym między innymi Szymon na bogatypartner.pl w tekście o samotworzącym się zapleczu do pozycjonowania. Wtyczka do WordPressa czyta sobie kanały RSS i na ich podstawie tworzy wpisy na blogu. Jeśli powiadomienia RSS są pełne, wpisy na ich podstawie są wierną kopią naszych wpisów. Jeśli ten autoblog ma wyższe poważanie u Google niż nasz jakkolwiek to poważanie byłoby określane, mianem Page Ranku, czy jakiegokolwiek innego wskaźnika, którego nazwy nie jestem w stanie sobie przypomnieć, to wpisy u nas zostaną potraktowane jako duplicate content.

Poczytałem sobie artykuł na blogu o plagiatach opisujący zagadnienie krótkie vs pełne. Wad pełnych powiadomień przedstawiono kilka:

  • pełne wpisy RSS obciążają serwer (transfer) znacznie bardziej, niż wpisy krótkie -- to logiczne, w końcu sprawdzane są przez czytniki bardzo często, ale w przypadku darmowych serwisów blogowych jak choćby Blogger albo korzystania z FeedBurnera nie powinno nas to martwić;
  • zwiększają ryzyko kradzieży treści;
  • mogą zmniejszać liczbę wizyt i komentarzy na blogu.
Właśnie tego ostatniego zagadnienia najbardziej się obawiam. Dlatego celem testu zmieniłem zawartość kanałów, o czym wspomniałem na początku.

W kwestii mniejszej liczby odwiedzin sprawa wydaje się prosta. Publikuję pełne wpisy w RSSie, więc kto chce czytać mojego bloga, czyta go sobie w swoim czytniku. Skoro ma tam pełną wersję wpisu, z linkami, zdjęciami i wszystkim, co mu potrzebne, nie ma motywacji, by zajrzeć na mojego bloga. W końcu to wymaga czasu (trzeba otworzyć stronę w przeglądarce, musi się ona załadować, itd.). Wiadomo, internauci czasu nie mają.

Co do komentowania, sprawa wygląda podobnie. Skoro kanał RSS nie zachęca do odwiedzin, mało komu będzie się chciało skomentować tekst. Aby skomentować wpis przeczytany na czytniku, trzeba otworzyć przeglądarkę i odpowiedni adres. To zabiera czas. Więc czytelnik, jeśli nie uważa swojego komentarza za naprawdę ważny i warty poświęcenia kilku minut, odpuści sobie jego napisanie. Gdyby czytał wpis prosto na stronie, być może komentarz by napisał. Nie wiem czy takie zachowanie dotyczy wszystkich albo większości blogoczytelników, w każdym razie zauważyłem to u siebie samego...

Wspomniany artykuł na blogu proponuje wykorzystywanie skróconych RSSów, gdy na przykład:
  • artykuł zawiera informacje naprawdę wartościowe (napisane przez kogoś, kto wiele czasu i pieniędzy zainwestował w zdobycie wiedzy), bo takie wypowiedzi są najbardziej wartościowe z punktu widzenia potencjalnego złodzieja;
  • jeśli nie zezwalasz na kopiowanie treści bloga (możesz przecież udostępniać wszystkie wpisy na którejś z licencji Creative Commons);
  • treść Twojego bloga dotyczy tematyki lubianej przez spammerów (leki na literę V i inne powiększacze) nie piszę dokładnie o jakie słowa chodzi, bo przeczytałem ostatnio, że trzeba uważać o czym się pisze.
Okazuje się jednak, że kwestia wpływu długości powiadomienia RSS na ilość odwiedzin nie jest jednoznaczna. Do tych wniosków doszedłem podczas dalszej analizy tematu.

Trafiłem przykładowo na artykuł Why Full Text Feeds Actually Increase Page Views (...), czyli dlaczego pełne powiadomienia RSS jednak zwiększają ilość odwiedzin. Według autora artykułu udostępnianie pełnej treści notek w kanale RSS jest lepszym wyjściem. Zakłada on, że im więcej ludzi czyta pełne powiadomienia, tym więcej ludzi przekazuje odczytane w ten sposób treści w inny sposób (mailem, w czasie zwykłej rozmowy, itd.). Dlaczego? Bo czytając pełne powiadomienia łatwiej nam dotrzeć do treści posta. Z drugiej strony warto zauważyć dwa stwierdzenia wyrażone w artykule. Po pierwsze blog Techdirt ma model zarabiania niezależny od liczby wyświetleń strony czy reklam publikowanych na tych stronach. Po drugie, blog ten od zawsze publikuje tylko pełne posty w RSSie! Skoro publikuje tylko pełne i nigdy nie publikował skróconych, jak może się wypowiadać w takiej dyskusji?! To coś jakby właściciel malucha stwierdzał, że jest on najlepszy ze wszystkich samochodów, podczas gdy nigdy innym nie jeździł...

Szukam więc dalej...

Zmieniłem nieco hasło poszukiwania na Google i znalazłem: The latest Full vs Partial Feed Debate. Autor dzieli się następującymi spostrzeżeniami:
  • jeśli zarabiasz na blogu w sposób bezpośredni (reklamy), lepiej publikować powiadomienia skrócone, jeśli w sposób pośredni (np. budując nim swoją markę), lepiej pełne;
  • łatwiej jest czytać skrócone powiadomienia, gdy subskrybuje się wiele różnych blogów;
  • skrócone powiadomienia pomagają rozwiązać problem treści kopiowanej przez RSS bez zaznaczenia kto jest autorem czy skąd pochodzi treść.
Punkt widzenia kolejnego autora, jednego z pracowników serwisu FeedBurner: Rick's Ruminations: Full Feeds. Okazuje się, że nie ma różnicy w skuteczności zdobywania odwiedzin na blogu między pełnymi a skróconymi powiadomieniami. Jako że FeedBurner hostuje mnóstwo kanałów RSS, można oceniać tę wypowiedź jako wiarygodną.

15.09.2007

Od ponad tygodnia wysyłam tylko skrócone RSSy. Żadnych zmian nie zauważyłem. Z czasu subskrypcji serwisu czas na e-biznes nauczyłem się, że testy szeregowe nie są zbyt wiarygodne. Niestety, w tym przypadku nie mogę prowadzić testu równoległego. Nie mam jak wysyłać na zmianę dwa rodzaje RSSów i obserwować skuteczność tego działania. Poczekam jeszcze kilka dni i zobaczę, może coś się uda zauważyć?

16.09.2007

Wczoraj znalazłem dwa blogi podkradające mi wpisy. Ten i ten. Znacznie mi to ułatwi ewentualną decyzję. ;)

28.09.2007

Długo się już napatrzyłem na statystyki odwiedzalności mojego bloga w Google Analytics. Nic kompletnie się nie zmieniło po skróceniu RSSów. Skoro nie ma żadnej różnicy jeśli chodzi o ilość odwiedzin, a jest pod innymi względami lepiej, pozostawię to tak, jak jest teraz.


Przeczytaj resztę artykułu...

czwartek, 6 września 2007

Dlaczego Twój blog nie zarabia?

Dziś post-pytanie, z wielką prośbą o odpowiedzi. Dlaczego Twój blog nie zarabia?

Przyglądam się wynikom ankiety umieszczonej jakiś czas temu w bocznym pasku bloga. Wyniki wskazują, że 1/3 z czytelników ma już swojego bloga, który jeszcze nie zarabia dla nich pieniędzy. Rozumiem, że grupa ta szuka na moim blogu informacji, co zrobić, by zacząć zarabiać. I ja chętnie tych informacji dostarczę. :) Chciałbym jednak wiedzieć dokładniej, dlaczego Twój blog nie zarabia?

Mógłbym wrzucić tu kolejną ankietę, ale to się lepiej nadaje na pytanie otwarte. Zresztą nie wiedziałbym nawet jakie opcje odpowiedzi miałbym wpisać. Stąd prośba o odpowiedzi w komentarzach. Dlaczego Twój blog nie zarabia? Co Cię powstrzymuje przed zarabianiem? Nie wiesz jak umieścić reklamy kontekstowe? Nie wiesz który program partnerski wybrać? Odpowiedzi na te pytania pozwolą mi pisać ciekawsze artykuły. :)

Jeśli nie chcesz pisać otwarcie w komentarzu, po prawej stronie znajdziesz mój adres mailowy.

A może chcesz, abym Ci pomógł przekształcić blog w narzędzie do zarabiania pieniędzy i opisał go w studium przypadku?


Przeczytaj resztę artykułu...

piątek, 31 sierpnia 2007

Zarabiamy na...linkach

Jednym ze sposobów na zarabianie na blogu czy innej stronie jest sprzedawanie linków. To coś jak reklamy kontekstowe, czy bannerowe, ale...sprzedajesz sam link. Link jest na dziś lepszym nośnikiem reklamowym niż migający banner czy wielkie okienko popup, bo te dwa ostatnie nośniki są przez internautów znienawidzone. Mają też inną zaletę: wspomagają strony w pozycjonowaniu.

Zarabiać na linkach można na kilka sposobów. Możesz sprzedawać linki na własną rękę. O ile jesteś wystarczająco znany i/lub masz wystarczająco ciekawe strony, będą się do Ciebie zgłaszać ludzie z prośbą o wymianę linków. To zupełnie naturalne. Możesz się linkami wymieniać, ale możesz też wtedy też zaoferować sprzedaż linka.

Są też systemy sprzedaży takich linków. Na przykład Text Link Ads, z którym do czynienia miałem tyle, że widziałem na jednym blogu banner reklamowy. Z tego powodu o nim nie napiszę. W każdym razie działa to w taki sposób, że TLA prowadzi katalog stron sprzedających linki i pośredniczy w handlu nimi pobierając 50% prowizję.

W polskim internecie udało mi się odnaleźć kilka takich katalogów. Na przykład linkshop.pl czy licytacjalinkow.pl. Sporo linków pozycjonujących sprzedaje się również na Allegro... W zachodnim internecie odnalazłem kilka narzędzi szacujących wartość linka. Przykładowo miesięczna emisja linka na tym blogu powinna być warta 6$.

Skupię się tu jednak na zupełnie innym systemie: LinkLift. Dlatego, że udało mi się na nim już zarobić pierwsze pieniądze. Po założeniu konta, dodajesz do systemu swojego bloga (witryny innego rodzaju też można, ale nie o tym przecież tu mowa), określasz położenie i ilość miejsc na linki, itd. Później administracja akceptuje (bądź nie) Twoją stronę i możesz już zarabiać. Gdy trafi się reklamodawca, który będzie chciał zapłacić za linka na Twojej stronie, dostaniesz 70% wartości linka netto.

System ma też program partnerski. Dostaniesz pieniądze, gdy ktoś zarejestruje się z Twojego polecenia i wyda na linki reklamowe 120 PLN albo gdy się zapisze jako linkobiorca i udostępni do serwisu swoją witrynę na minimum miesiąc. Z tego właśnie względu będzie mi niezmiernie miło, gdy zapiszesz się do systemu z mojego polecenia, jako że nic na tym nie stracisz. Ponieważ ja już swoje na linku zarobiłem a wypłatę dostanę gdy skończy się miesiąc jego emisji, ktoś na pewno dostanie za mnie wynagrodzenie.

Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że te wszystkie narzędzia służą do wymiany linków pozycjonujących. Tymczasem link na tematycznym blogu to nie tylko narzędzie do pozycjonowania ale przede wszystkim narzędzie marketingowe. I faktycznie, link pozycjonujący na tym blogu wiele wart nie będzie, mam Page Rank tylko 2 i nieco ponad 2 000 linków przychodzących wg Yahoo!. Dla pozycjonera nie ma żadnego znaczenia, że mam (dziś) 63 subskrybentów kanału RSS i nieco ponad 100 unikalnych wizyt dziennie. Ale dla jakiegoś potencjalnego reklamodawcy to już może mieć znaczenie. Tylko że on w poszukiwaniu takich odnośników odwoła się do serwisu, który pozwala blogerom zarabiać na pisaniu postów.

Dobry blog tematyczny, najlepiej opiniotwórczy (np. z recenzjami aparatów cyfrowych) może w ten sposób zarobić wiele pieniędzy, polecając na przykład jakiś konkretny sklep internetowy z artykułami foto. W takiej sytuacji raczej bym umieścił na stronie odnośnik do jakiegoś sklepu posiadającego program partnerski i ewentualnemu konkurentowi odmówił. ;) Ale jeśli nie ma sklepów z PP to trzeba sobie radzić inaczej.

Zanim przyjdzie Ci do głowy oferować sprzedaż linków, zdobądź pozycję w internecie. Bez tego wrzucenie hasła "umieść tu swój link za 30 PLN miesięcznie" na blogu, który składa się ledwie z kilku postów i nikt go nie czyta będzie wyglądało śmiesznie. Moim zdaniem ten sposób zarabiania nie nadaje się do zastosowania od razu po uruchomieniu bloga, bo właśnie śmiesznie to wygląda...

Google nie popiera sprzedaży linków pozycjonujących. Pisali o tym jakiś czas temu na którymś ze swoich blogów. Ciekawe dlaczego? ;) W każdym razie jeśli link ma służyć tylko do celów reklamowych, dodaj do niego atrybut rel=nofollow.

Tak czy siak na dzień dzisiejszy nie zamierzam tu nigdzie pisać, że na moim blogu można umieścić płatny link reklamowy. Dlaczego? Bo nie przypuszczam, by ktoś zainteresowany tym by się znalazł. A jeśli się znajdzie, to sam się ze mną skontaktuje korzystając z adresu mailowego podanego po prawej stronie. ;)


Przeczytaj resztę artykułu...

niedziela, 19 sierpnia 2007

Blogger: polskie literki w tytułach

Jeśli prowadzisz bloga na Bloggerze i użyłeś (użyłaś) polskiej literki w tytule wpisu, zapewne zauważyłeś, że adres wpisu się "popsuł". Blogger nie zamienia Ł na L w adresach wpisów, więc potem można obserwować takie kadłubki jak "czy-internet-pogbia-podziay.html"...

Nie znam opcji, która powalałaby ręcznie ustalać adres, pod jakim ma się ukazać wpis. To nie WordPress, tu nie ma takiej funkcji. Ale można to obejść. ;)

Jeśli zdarzyło Ci się kiedyś zmienić tytuł opublikowanego posta, zauważyłeś zapewne, że jego adres się nie zmienia. I tu jest klucz do rozwiązania problemu.

Otóż w pierwszej kolejności należy opublikować wpis z "polskawym" tytułem. Czyli bez polskich ogonków. Blogger wyciągnie z tego tytułu adres wpisu z L zamiast Ł itd. Potem w drugim kroku należy zmienić tytuł wpisu, uzupełniając o polskie ogonki. I pozamiatane.

Jest to istotne z tego względu, że ludzie czasami wpisują w wyszukiwarki hasła bez pl-literek. Google po otrzymaniu takiego hasła wyciągnie też wyniki z pl-literkami. Wiadomo też, że adres strony ma spory wpływ na jej pozycję w wynikach. :) Szkoda, że nie znałem tej sztuczki od razu... :(


Przeczytaj resztę artykułu...

piątek, 17 sierpnia 2007

Ankieta w Bloggerze

Kurczę, już biegnie druga połowa miesiąca, a na tym blogu nie opublikowałem od dawna żadnego wpisu. Musicie mi wybaczyć, od zeszłego piątku mam urlop, wyjechałem w miejsce, gdzie internet jest tylko przez GPRS i z niego nie korzystałem. Dziś wróciłem, z masą nowych pomysłów na wpisy na blogach. :-) Mam też 31 tekstów do przeczytania w czytniku RSS, będzie więc o czym pisać w najbliższym czasie.

Jeśli masz bloga w serwisie Blogger/Blogspot, możesz łatwo umieszczać w nim ankiety. Robi się to naprawdę prosto, wystarczy tylko... edytować szablon.

Od jakiegoś czasu szczerze powiedziawszy, nie wiem od jak długo, jakiś czas temu to po prostu zauważyłem można jako jeden z elementów wystroju bloga dodać ankietę. Można zdefiniować ją jako ankietę wielokrotnego lub jednokrotnego (radiobutton) wyboru. Można dodać kilka opcji do wyboru. Ile, nie wiem, mnie wystarczyło te kilka, które widzisz. Można ustalić termin zakończenia ankiety. A w zasadzie nie tyle można, ile trzeba. Jest to dla mnie cokolwiek zastanawiające, bo wyobrażam sobie chęć posiadania ankiety ciągłej. Ustawiłem więc koniec na koniec roku, termin wystarczająco odległy i abstrakcyjny. :)

Na blogu tym umieściłem ankietę, bo ciekawi mnie, ile zarabia Twój blog. Albo, ile zarabiają wszystkie Twoje blogi. W przyszłości pewnie zapytam o coś innego, gdy już ta ankieta się skończy. Po co mi taka informacja? Przede wszystkim po to, bym mógł lepiej dopasować treść moich artykułów do oczekiwań Twoich i innych czytelników bloga. W końcu blog bez czytelników jest porównywalny z pisaniem listów do szuflady. Czyli jest pozbawiony sensu.

Jeśli potrzebne Ci są bardziej szczegółowe informacje o tym, jak umieścić ankietę na blogu bloggerowym, daj znać w komentarzu.

Obiecuję się w poprawić i co najmniej do końca września publikować posty z dotychczasową regularnością.



Przeczytaj resztę artykułu...

czwartek, 2 sierpnia 2007

Czy internet pogłębia podziały?

Przeczytałem dziś artykuł “Dlaczego Internet nie wyrównuje szans społecznych?”. Wypowiada się w nim doktor socjologii z UW, Dominik Batorski. Twierdzi on, że internet przyczynia się do podziału społeczeństwa na część biedną i bogatą. I linia podziału wcale nie przebiega tam, gdzie kończy się dostęp do internetu...

Dr B. uważa, że rozwarstwienie pojawia się również w grupie ludzi mających dostęp do internetu. Dlaczego?

Wychodzi na to, że część ludzi po prostu nie umie korzystać z internetu. Nie mam tu na myśli samego używania internetu, raczej czerpanie z niego korzyści. I ci ludzie, którzy korzystają z internetu konstruktywnie, kreatywnie, mają z tego korzyści. Reszta, która gra w gry i czyta plotki wcale nie nadrabia zaległości.

Nie sposób się z tym nie zgodzić. W końcu internet jest prawie jak telewizja. Można oglądać wiadomości o gospodarce na TVN 24, można oglądać “Uwagę” i inne programy łowców sensacji. Można oglądać “1 z 10” i zapamiętać mnóstwo niepotrzebnych do szczęścia dat, nazwisk i faktów, można oglądać “Jaka to melodia?” i zapamiętać jeszcze mniej potrzebne tytuły piosenek.

Dr B. mówi, że ludzie, którzy z internetu korzystają tylko dla rozrywki, nie osiągają żadnych dodatkowych materialnych korzyści.

Dla osób, które są w lepszej sytuacji materialnej i są lepiej wykształcone, internet jest przede wszystkim narzędziem pracy i nauki. Dzięki sieci ci ludzie jeszcze szybciej się uczą i szybciej bogacą.

Dla tych w gorszej sytuacji życiowej internet to przede wszystkim źródło rozrywki. Np. połowa rolników odpowiada, że używa komputera głównie dla rozrywki. Podobnie jest z bezrobotnymi. To na pewno nie poprawia ich sytuacji.
Dalej pojawia się wzmianka o tym, o czym kiedyś pisałem:
80 proc. internautów chwali się, że korzysta z wyszukiwarek, a tymczasem potrafią tylko włączyć wyszukiwarkę i wpisać jakieś słowo.
Bądźmy szczerzy, na tym kończy się umiejętność korzystania z internetu sporej części jego użytkowników. Dostają oni do ręki adres strony, więc wpisują go w wyszukiwarce. Pół biedy, jeśli będzie to Google, gorzej jeśli inne, mniej skuteczne wyszukiwarki. Zwłaszcza te portalowe.

Ale jest też jedna bardzo pocieszająca wiadomość:
14 proc. osób twierdzi, że umie zrobić stronę internetową - wielu z nich chodzi po prostu o blog, gdzie w gotowy szablon wkłada się teksty, zdjęcia i filmy.
Wychodziłoby na to, że moim blogiem powinno być zainteresowane miliony osób! Powinno, bo część z nich na pewno nie zdaje sobie sprawy, że na blogu można zarobić!


Przeczytaj resztę artykułu...

wtorek, 31 lipca 2007

Odpaliłem reklamy na nowym blogu

Po prawie miesiącu przygotowań od momentu założenia nowego bloga na WordPressie i kupienia nowej domeny, wczoraj wrzuciłem na stronkę reklamy AdSense.

Na początku lipca kupiłem sobie domenkę. Pisałem o tym, że dostałem z nią gratis masę linków. ;) Ten miesiąc przygotowań to przede wszystkim pisanie nowych artykułów. Ambitnym założeniem było pisanie codziennie jednego tekstu. Udawało mi się to do zeszłego tygodnia.

Strona w wynikach wyszukiwania się pojawia. Wcale nie jakoś wyjątkowo wysoko, bo główna fraza jest mocno konkurencyjna. Google zaindeksował 60 podstron bloga (pojedyncze artykuły, archiwa, kategorie). Gości na stronę wchodzi dziennie ok. dwudziestu, średni czas przebywania w witrynie to ponad 5 minut, w tym czasie średnio gość otwiera 2,8 podstrony. Te informacje mam dzięki Google Analytics.

eCPM i CTR dwucyfrowe, w ciągu jednego dnia zarobiłem półtora dolara. W tym tempie jeden dzień emisji reklam zarabiać mi będzie tyle, na ile wyceniam czas na napisanie posta.


Przeczytaj resztę artykułu...

niedziela, 29 lipca 2007

Licznik subskrybentów RSS

Dziś opowiem o tym, jak zdobyć i założyć na bloga licznik subskrybentów RSS. Opowiem też, dlaczego warto to robić, czym jest konformizm informacyjny i co ma on wspólnego z tym licznikiem.

Być może zwróciłeś (zwróciłaś) uwagę, że jakiś czas temu umieściłem na blogu licznik subskrybentów RSS. Zrobiłem to między innymi dlatego, że ciekawiło mnie, ile osób regularnie czyta mojego bloga. Ale nie tylko.

Na początek mała zmiana tematu. Kilka słów na temat: czym jest konformizm informacyjny.

Otóż konformizm informacyjny to mechanizm ludzkich zachowań. W sytuacji, gdy człowiek ma za mało obiektywnych informacji na temat tego, co się dookoła dzieje, obserwuje innych ludzi. Na podstawie zachowania innych ocenia, jak sam powinien się zachować.

Po co o tym piszę? Wyobraź sobie sytuację, że na tego bloga wchodzi nowy czytelnik. Trafił tu z wyszukiwarki. Jak każdy dzisiejszy internauta, ma za mało czasu, więc mu się spieszy. Nie chce mu się czytać wszystkich artykułów. Na podstawie jednego, który przeczytał, nie jest w stanie określić, czy strona go zaciekawi. Czy warto tu wrócić. Czy autor tego bloga ma jakiekolwiek pojęcie o czym pisze.
W pewnym momencie wzrok tego gościa trafia na licznik subskrybentów. Widzi tam 35 czytelników. Myśli więc sobie, że blog musi być ciekawy, skoro aż tyle osób czyta powiadomienia RSS. Zapisuje się więc i on.

Podobny mechanizm działa w sklepach internetowych (towary wymienione na liście najczęściej kupowanych albo "inni klienci, którzy kupili ten aparat, zamówili również: kartę pamięci, futerał, akumulatorki, etc.") i na Allegro (liczba komentarzy sprzedającego, wklejona lista ofert w poprzedniej takiej aukcji) i na bazarach (im więcej ludzi stoi koło jakiegoś stoiska, tym ciekawszy musi być tam towar, prawda?).

Dokładnie ten mechanizm jest drugą ważną przyczyną, dla której umieściłem tu ten licznik. Mam nadzieję, że zainspiruje on nowych gości do subskrypcji kanału RSS mojego bloga. Mam też nadzieję, że przyznanie się do tego nie spowoduje odpływu czytelników. ;)

Teraz krótka instrukcja jak to zrobić. Krótka, bo jest to naprawdę bardzo proste.

1. Wchodzimy na stronę FeedBurner.com.
2. W dużym polu na samym środku strony wpisujemy adres kanału RSS bloga lub adres samego bloga (FeedBurner odwiedzi go i sam sprawdzi, czy jakiś kanał RSS jest dostępny, więc tę drugą opcję polecam mniej doświadczonym).
3. Wybieramy tytuł kanału i adres, pod którym będzie widoczny na stronie FeedBurnera. Klikamy "activate feed" i "next" na dwóch kolejnych ekranach. Być może po drodze jest możliwość włączenia jakichś dodatkowych opcji. Nie znam ich i z nich nie korzystam, miej to proszę na uwadze.
4. Wybieramy opcję integracji licznika z naszą platformą blogową (Blogger, WordPress) albo klikamy na "publicize" a następnie z menu po lewej stronie "Feed Count".
5. Wybieramy kolory licznika, naciskamy "activate" i kopiujemy otrzymany kod w odpowiednie miejsce na blogu.
6. Cieszymy się licznikiem. :]


Przeczytaj resztę artykułu...

piątek, 20 lipca 2007

Dlaczego trzeba pilnować swoich domen?

Załóżmy, że Twój blog jest na Twoim własnym serwerze. Nie polecam tego w przypadku gdy dopiero zaczynasz pracę i zabawę z blogami. Oprócz serwera kupujesz również domenę, dajmy na to, www.telewizory-kolorowe.pl. Kosztuje Cię ona w promocji 25 PLN. Z tymi domenami jest jak z drukarkami. Są tanie a dopiero później sprzedawca na Tobie zarobi. Przedłużenie ważności domeny zazwyczaj nie jest już objęte promocją.

Jak już poniesiesz nakłady, przez rok pracowicie budujesz serwis. Ze zwykłego bloga hobbysty albo naprawiacza telewizorów staje się składnicą wiedzy. Ludzie go czytają. Wracają nań z powrotem. Polecają go znajomym. Kierując się Twoją opinią rozsądzają spory między sobą. W teleturnieju “1 z 10” pojawiają się pytania z Twojego FAQ. Dodajesz stronę do katalogów. Piszesz o niej na katalogach presell. Czym są, jak i po co z nich korzystać oraz jak założyć swojego, będzie kiedy indziej. Zdobywasz mnóstwo linków własnej roboty i mnóstwo linków zwykłych, z innych tematycznych stron.

A potem zapominasz przedłużyć ważności domeny.

Ktoś inny ją rejestruje. Tworzy sobie w krótkim czasie konkurencyjny serwis. Linki z innych stron prowadzą pewnie teraz do nieistniejących dokumentów, ale z tym można sobie poradzić. Gość wklej tekst z Wikipedii i artelisa, umieszczając obok reklamy AdSense.

Tracisz rok pracy. A może nawet jakieś dodatkowe pieniądze. Może ktoś za pieniądze zaprojektował Ci layout bloga? Może zapłaciłeś (zapłaciłaś) za pozycjonowanie? Tym gorzej dla Ciebie.

Co mnie zainspirowało do napisania tej notki? Moje doświadczenie. Na moje szczęście jestem tym fuksiarzem, który kupił domenę "po kimś". Gratis dostałem kilka tysięcy linków. Wcześniej pod adresem, który kupiłem, była tylko jakaś wizytówka jakiejś firmy. Linki do niej znalazłem w katalogach branżowych, serwisach lokalnych, katalogach pozycjonujących, itd. Archive.org zarejestrowało ją po raz pierwszy w sierpniu 2005, czyli co najmniej dwa lata ktoś za tę domenę płacił. A mnie się poszczęściło. Kupiłem domenę .pl podczas gdy .com.pl, .eu, .info są już zajęte. Co postawiłem na tym adresie? Oczywiście BLOGA!

Podsumowując: nie przegap terminu opłacenia przedłużenia domeny!

P.S. Przestałem się bać umieszczać takie odautorskie komentarze po przeczytaniu ostatniego wpisu na blogu Shrew. Też czytałem Cejrowskiego. ;)


Przeczytaj resztę artykułu...

wtorek, 17 lipca 2007

Pół roku tego bloga

10. lipca, ledwie tydzień temu, niepostrzeżenie minęło mi półrocze istnienia tego bloga.

Lubię wszelkie podsumowania a jeszcze bardziej lubię statystyki, więc dzisiejsza wypowiedź będzie właśnie w tym tonie. :]

Blog istnieje od pół roku +10 dni, czyli od 193 dni. Zaokrągliłem w górę do pełnego dnia. Opublikowałem przez ten czas 122 posty, czyli kolejny post średnio co 38 godzin. Albo średnio 4,4 posta tygodniowo.

Zaczynałem od marnych kilku, później 20 odwiedzin dziennie. Dziś jest to ok. 50-100 unikalnych gości odwiedzających mojego bloga. Kilkudziesięciu subskrybentów kanału RSS. Ilu dokładnie nie wiem, bo dopiero niedawno założyłem licznik, może więc przekłamywać.

Najwięcej tekstów opublikowałem z etykietą AdSense. Warto wspomnieć, że teraz lista etykiet jest na samym dole bloga. To tak na wypadek, gdyby ktoś myślał, że ją całkiem wyrzuciłem. To nie jest najlepsze miejsce, niewykluczone że jeszcze zmieni położenie... Aż 36 tekstów oznaczyłem tą etykietą, prawie 30% wszystkich... To generalnie daje pogląd tego, na czym koncentruję swoje wysiłki w kwestii zarabiania w internecie.

Najpopularniejszym tekstem przez ten cały czas jest “50 pomysłów na zarabiającego bloga”. Jeśli i Tobie się on podoba, możesz go wykopać. Będę wdzięczny! ;)
Ostatnio (w ciągu ostatniego miesiąca) największą popularnością cieszy się tekst o smart pricingu w AdSense.

Teraz najciekawsze. Zarobki. :D Mój komentarz: jeśli chcesz zarabiać na blogu, nie twórz bloga o zarabianiu! Przez ten czas od kiedy prowadzę tego bloga, zarobiłem na AdSense niewiele ponad 45$. Dlaczego? Wyjaśnienie tego fenomenu jest bardzo proste:

  1. prawie 40% czytelników tego bloga na niego powraca,
  2. większość czytelników wie dobrze, czym jest AdSense i jest ślepa na te reklamy, zatem wskaźnik CTR jest niski.


Czasu spędzonego nad blogiem nie żałuję. Wiele się nauczyłem, wiele się dowiedziałem (o czym warto napisać o tym napiszę albo już napisałem), wiele ciekawych znajomości zdobyłem.

Ciesząc się z zakończonego półrocza pozdrawiam Cię chłodno. Chłodno, bo na dworzu jest masakrycznie gorąco... ;)


Przeczytaj resztę artykułu...

niedziela, 15 lipca 2007

Piszemy, gdy nie ma nas w domu

Dziś o tym, co zrobić, by publikować na swoim blogu wpisy nie będąc przy komputerze. Metody znam dwie. Wygodną i droższą i tańszą, wymagającą większych przygotowań.

1. Publikowanie zdalne.

Na bloga w serwisie blogspot.com można pisać wpisy nie mając fizycznie dostępu do platformy blogowej. Wystarczy dostęp do jakiegoś konta emailowego. Można bowiem w bloggerze skonfigurować specjalny adres e-mail, który będzie służyć do publikowania wpisów. Każdy tekst wysłany na ten adres ukaże się na blogu.

Jak z tego korzystać? Czy będzie potrzebny dostęp do internetu? No, oczywiście, przydałby się. Ale niekoniecznie.

Wystarczy telefon komórkowy. I to wcale nie taki, który ma dostęp do internetu. Wystarczy funkcja MMS.

W mojej sieci (ERA) możliwe jest wysłanie wiadomości MMS na adres emailowy zamiast na numer telefonu. Korzystając z tej funkcji można dość tanio wysłać dość dużą ilość tekstu, bo nawet kilkadziesiąt kB.

WordPress też umożliwia ustawienie takiego adresu. Odbywa się to jednak nieco inaczej niż w przypadku Bloggera. WP wymaga, by stworzyć osobną skrzynkę pocztową. I on będzie sam zaglądać na tę skrzynkę. Gdy znajdzie tam nowego maila, opublikuje go sam na blogu. Blogger nie wymaga tworzenia żadnej skrzynki.

Ta funkcja generalnie jest bardzo fajna, ale trzeba uważać, co się na ten adres wysyła. Jeśli podasz gdzieś taki adres i łykną go roboty spamujące, będziesz mieć dużo darmowej treści o reklamach leku na V, replik zegarków i powiększania pewnej części ciała.

W USA Blogger umożliwa blogowanie z poziomu telefonu komórkowego, włącznie z publikowaniem obrazków (załączony do maila obrazek nie ukaże się na blogu!). Niestety u nas ta funkcja nie działa.

2. Publikowanie z opóźnieniem

Tu z kolei przewaga Blogger przegrywa z WordPressem.

Pisząc w WordPressie wpis można ustawić przyszłą datę jego publikacji. Gdy data minie, wpis pokaże się na blogu. Można więc przed wyjazdem przygotować kilka wpisów, które automatycznie się opublikują. Wymaga to więc jednorazowego większego wysiłku.

Blogger, z tego co mi wiadomo, nie ma takiej możliwości. Mam jednak nadzieję, że się mylę i tylko nie odkryłem tej funkcji. ;]


Przeczytaj resztę artykułu...

czwartek, 5 lipca 2007

Najłatwiejszy sposób na bloga po angielsku

Jakiś czas temu pisałem o tym, że warto próbować pisać bloga po angielsku. Temat uważałem za wyczerpany aż do wczoraj. Wczoraj trafiłem na blog jednego z czytelników tej strony, na którym przeczytałem artykuł “10 Reasons Why To Blog Only In Mighty English”. I zainspirowany jego lekturą założyłem kolejnego bloga. Po angielsku.

Zakładam, że ten blog nie będzie wymagać ode mnie wiele wysiłku. I dziś zamierzam napisać dlaczego. Czyli... jak bez wielkiego wysiłku założyć anglojęzycznego bloga.

Załóżmy optymistycznie, że już prowadzisz jakiegoś bloga. Na przykład bloga o swojej żaglówce. Piszesz tam o wycieczkach, naprawach, zakupach, i tak dalej. Co tydzień coś piszesz, poświęcasz godzinę by coś ciekawego znaleźć w internecie, albo opisujesz swoje wycieczki. Kadrujesz zdjęcia, umieszczasz je na swoim lub innym serwerze i tak dalej. To wszystko wymaga sporo pracy.

A gdyby tę pracę wykorzystać po raz drugi? Gdyby ten włożony raz wysiłek zarobił dla Ciebie pieniądze po raz drugi?

Załóż anglojęzycznego bloga o swojej żaglówce. Wklejaj tam tłumaczenia swoich wypowiedzi, które piszesz na polskiego bloga. Łatwiej jest przetłumaczyć gotowy tekst, niż pisać od razu po angielsku (przynajmniej mnie jest łatwiej). Mając obrobione obrazki i przygotowany tekst, pójdzie Ci to znacznie szybciej, niż pisanie czegoś od początku. Myślę, że przetłumaczenie tekstu zajmie Ci nie więcej niż połowę czasu na napisanie oryginalnego posta.

Ja wczoraj założyłem właśnie takiego bloga. Mam teraz sto postów do przetłumaczenia. :)


Przeczytaj resztę artykułu...

środa, 27 czerwca 2007

Sens prowadzenia prywatnego bloga

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie założyć sobie prywatnego bloga. Takiego zupełnie prywatnego, nie tematycznego. Takiego na który będę mógł wpisywać dosłownie WSZYSTKIE moje przemyślenia.

Chyba jednak tego nie zrobię...

Zdrowi na umyśle unikają pracy. To najważniejsza rzecz, jaką wyniosłem ze studiów. Nie bardzo lubię pracować dla samego pracowania.

Blog prywatny z natury skierowany jest do wąskiego grona znajomych. W związku będą się na nim pojawiać wciąż ci sami ludzie (jeśli ktokolwiek w ogóle). Takim ludziom ciężko zasugerować zakup jakiegoś produktu promowanego przez program partnerski. Widząc po raz któryś reklamy kontekstowe nie będą też klikać.

Z reklamami kontekstowymi jest jeszcze taki kłopot, że one dobrze dopasowują się do stron o jednej określonej tematyce. Jeśli raz pisze się o kłopotach z komputerem a następnego dnia o wycieczce do ciepłych krajów, reklamy mogą nie być najlepiej dopasowane. To jeszcze pogorszy klikalność.

Do czego więc może służyć prywatny blog?

Do budowy własnej wiarygodności. Załóżmy, że chcemy kandydować w następnym roku na radnego. Opisując własne życie (pracę, czas wolny, osiągnięcia, porażki) w ciągu powiedzmy roku mamy szansę zdobyć zaufanie wyborców.
Do budowy zaplecza linków. Można z wpisów linkować do opublikowanych na innych stronach (blogach) artykułów. Niestety linki z mało merytorycznych tekstów nie są wiele warte. Dopiero gdy tematyka witryny linkującej (albo choćby artykułu, w którym umieszczony jest link) i celu linka jest podobna link nabiera na wartości. Można linki sprzedawać (Google tego nie lubi!).
Do zabawy i eksperymentów. Do testowania nowych wtyczek do WordPressa czy wklejania ciekawych wklejek z bajerami we flashu.
Do marudzenia na cały świat. To już w ogóle bez sensu.

Z tych wszystkich powodów zrezygnowałem z pomysłu założenia prywatnego bloga. Nie da się na nim zarobić a w inny sposób z niego nie skorzystam. Skoro tak, szkoda roboty.


Przeczytaj resztę artykułu...

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Jak nie zaczynać bloga

Wpadamy czasem na pomysł, by założyć jakąś stronę i zacząć na niej zarabiać. Sam takich pomysłów miałem masę. Jakby dobrze policzyć, to stron internetowych założonych przeze mnie było co najmniej kilkanaście a pewnie około dwudziestu.

Blog jest o tyle specyficzny, że mimo wszystko łatwiej go... zepsuć. Dlaczego?

Blog wymaga regularnego pisania. Taka jest jego funkcja i cel. Ma być bazą regularnie publikowanych tekstów. Regularnie, niekoniecznie często! Witryna internetowa może składać się z trzech podstron i strony głównej. Możesz je napisać w ciągu pierwszej godziny po wymyśleniu, że zamierzasz ją stworzyć.

Bloga tak zakładać nie należy.

Załóżmy, że gość wchodzi na bloga i widzi trzy wpisy. Wszystkie trzy stworzone dajmy na to w ciągu pierwszych trzech dni od jego założenia. Pół roku temu. Blog jest na ciekawy temat, ale nie należy się spodziewać, by gość kiedyś na niego wrócił. Jaki jest sens zaglądania w miejsce, o którym świat (i autor) już zapomniał? Jaki jest sens zaśmiecania sobie czytnika RSS odnośnikiem do kanału, który prawdopodobnie nigdy nie będzie wykorzystany przez autora bloga?

Złym przykładem niech będzie ten blog. Jak mam traktować autora, który coś rozpoczyna z wielką pompą. I kropka, bo dalej nic się nie dzieje.

Sam często wpadam na kilka pomysłów co warto byłoby napisać. Gorzej, że najczęściej te pomysły dotyczą jednej strony. A przecież update strony co dwa miesiące to można zrobić w przypadku zwykłej witryny a nie bloga.

Rozwiązania są dwa:

  • przygotowanie wpisów wcześniej a później publikowanie ich w odstępach czasu, np. co dwa tygodnie lub co kilka dni,
  • publikowanie wpisów ze wsteczną datą.


Pierwsze rozwiązanie jest chyba lepsze z punktu widzenia potencjalnego gościa. Nikt nie zacznie się zastanawiać "jak to, przecież byłem tu wczoraj a tego wpisu datowanego na zeszły tydzień nie było?". Z drugiej strony trudniej jest pilnować samego siebie i te wpisy regularnie publikować.

Drugie rozwiązanie jest łatwiejsze, ale skutki mogą być takie, jak napisałem powyżej.

Z dwojga złego wolę jednak mieć pomysłów za dużo niż kombinować jak poradzić sobie z chwilowym zastojem.


Przeczytaj resztę artykułu...

środa, 20 czerwca 2007

Blogger po polsku!

Dziś Google udostępniło polską wersję językową Bloggera. Przeczytałem o tym na blogu Jakuba Dirska zyski.net a później na blogu Google Polska.

Wygląda to tak:


Mnie się podoba. Blogger jest naprawdę wygodny do publikacji, bloga zakłada się faktycznie w trzech krokach. Możliwości konfiguracji są olbrzymie, linki przyjazne wyszukiwarkom, i tak dalej. Gdybym miał polecić komuś łatwą w obsłudze i wygodną platformę blogową, byłby to właśnie Blogger.

A teraz jest jeszcze po polsku. Żyć nie umierać...

Jest kilka niedociągnięć. Edycja kodu nazywa się Edytuj kod HTML, edytor wizualny nazywa się Nowy post. To może powodować wątpliwości.

Tak czy siak, cieszy mnie to. Jak kiedyś będę miał chwilę wolnego czasu, przerobię wszystkie dotychczasowe tutoriale na tym blogu tak, by obejmowały właśnie polską wersję językową serwisu.

Aha, zanim zakończyłem tego posta, informacja o polskiej wersji pojawiła się również na PolskimBloggerze.com.

P.S. Jakub, jeśli Twoje nazwisko powinienem był odmienić, napisz mi proszę w komentarzu albo mailem.


Przeczytaj resztę artykułu...

wtorek, 12 czerwca 2007

Flogi, czyli fałszywe blogi

W portalu gazeta.pl pokazał się dziś artykuł “Reklamowe faule na blogach”. Ciekawy, warto przeczytać.

Artykuł opisuje fałszywe blogi, zakładane po to, by promować usługi czy produkty. I, rzecz jasna, udające obiektywne, nieszkodliwe.

Ciekawy punkt widzenia.

Artykuł sprowadza się do wniosku, że blogi reklamowe, nie mają szans powodzenia. Że blogi, które zawierają kryptoreklamę, są nieetyczne i nie będą skuteczne. I tak się zastanawiam, w jakim stopniu może to dotknąć takich ludzi jak ja czy Ty, którzy chcą zarabiać na swoim blogu.

W końcu jedną z metod zarabiania są programy partnerskie. Służą one do tego, by promować produkty / usługi firm i zarabiać na tym pieniądze. Aby to dobrze działało, autor bloga musi być wiarygodny i nie może promować produktów w sposób nachalny. Stoję na stanowisku, że należy publikować RZETELNE recenzje, zgodne z prawdą. Podawać korzyści, które klient osiągnie i wady produktu, o których musi wiedzieć przed zakupem. Ale z drugiej strony czy powinniśmy informować odwiedzających naszego bloga, że dostajemy wynagrodzenie za każdy zakup?

Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć i dlatego proszę o komentarze. Mam wątpliwości, czy podanie informacji "na tym blogu zarabiam pieniądze dzięki Twoim zakupom" jest dobrym pomysłem. Logicznie rozumując ktoś, kto przeczyta takie słowa po lekturze recenzji danego produktu, może przestać traktować ją poważnie. Wszystko zależeć będzie od jej treści. Jeśli sprowadzi się do samych superlatyw, będzie wiadomo, że to tylko reklama. I dochodzimy do bzdury, gdy będzie trzeba na siłę szukać wad produktu, żeby tylko zyskać na wiarygodności.


Przeczytaj resztę artykułu...